Chyba to już ostatnia tegoroczna część z cyklu "Ciekawe noclegi 2012". W listopadzie wybraliśmy się do Grecji, a dokładnie na półwysep Mani, najdalej wysunięty na południe skrawek Peloponezu. Gdy dojechaliśmy z Aten do Githio było po 23 w niedziele. Już w autobusie nurtowało nas tylko jedno pytanie: gdzie będziemy spali tej nocy. Wiedzieliśmy jedno, że na pewno w namiocie. Po męczącej podróży byliśmy wykończeni i chcieliśmy jak najszybciej zasnąć, tymczasem czekało nas żmudne szukanie bezpiecznego miejsca do rozbicia namiotu.
Próbowaliśmy dowiedzieć się od miejscowych czy znają jakieś, ale ci odpowiadali tylko, że pola namiotowe są zamknięte. Dzięki doświadczeniom z innych tego typu noclegów bez zastanowienia udaliśmy w kierunku nabrzeża i mimo że już było ciemno (jak się rano okazało) znów wybraliśmy piękną okolicę do spania.
Widok na Gytheio |
Peloponez w listopadzie znacznie różni się od kurortu jakim jest w sezonie letnim, jednak temperatura jest i tak przyjemniejsza niż w Polsce. A to niecałe 2000 km od kraju.
Vathia- prawie jak średniowieczne miasto |
Vathia może stanowić świetny przykład rzeczywistości na greckiej prowincji zarówno jeśli chodzi o architekturę jak również życie mieszkańców. Większość ludzi opuszcza wieś by wyjechać do Aten lub z powodu kryzysu emigruje poza Grecję by szukać pracy w dalekim świecie. Właściwie dzięki temu mogliśmy przenocować w jednym z symboli Vathia czyli wieży. Wieże te są domami, które według tradycji budowano na tyle wysokie żeby móc do woli ciskać kamieniami w podłych sąsiadów. Gdy dotarliśmy na miejsce, wioska zdawała się być opuszczona, tylko w jednej wieży mieszkali ludzie, więc nie musieliśmy się martwic, że dostaniemy kamieniem w głowę. W dodatku ze znalezieniem odpowiedniego, samotnego domu do spania nie było większego problemu, ba! mogliśmy nawet wybierać. Gdy spędzaliśmy tam noc, nad nami przechodziła burza, a przy każdym większym grzmocie cały dom trząsł się jak galareta. Niezapomniane wrażenia. Domy były bardzo urocze i w środku przypominały trochę nasze górskie schroniska.
Za oknem mogliśmy podziwiać surową okolicę półwyspu Mani lub błyski kolejnych burz, przed którymi nie ukryłby nas mały namiot. Cóż, czasem dobrze, że w okolicy istnieją puste budynki. Nie zawsze są miejscami zabaw niesfornych dzieci, schadzek podnieconych kochanków, czy siedzibami okolicznych kloszardów, mogą nieraz stanowić bezpieczna przystań dla bezbronnych wędrowców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz