piątek, 6 kwietnia 2012

Propozycja na długi weekend-Lwów i Czarnohory

Lwów utracony na rzecz Wrocławia podczas Konferencji Jałtańskiej w 1945r przy akceptacji Winstona Churchilla, Franklina D. Roosevelta i Józefa Stalina ciągle budzi sentymenty do okresu dwudziestolecia międzywojennego. Zawdzięczamy to przepięknym piosenkom Emanuela Schlechtera min. "Tylko we Lwowie". Na szczęście Lwów znajduję się zaledwie 60km od granicy polsko- ukraińskiej i dostanie się do niego nie jest tak trudne jak kilkanaście lat temu, szczególnie jeśli jesteśmy już na terytorium Ukrainy,bo na granicy wiadomo trzeba odstać swoje...A później tylko prosta droga, ale nie mylić z równą, bo nawierzchnia pozostawia wiele do życzenia.
Najlepiej przemieszczać się po miastach, bądź na krótkich odległościach miedzy miastami, tzw. marszrutkami. Jest stosunkowo tanio i jeżdżą często na najbardziej obleganych trasach. Można też z Lwowa do Kijowa dojechać marszrutką, ale będzie to mniej komfortowe niż popularniejszym na takich trasach pociągiem. Na początku, jak w każdym nowym mieście, komunikacja miejska może wydawać się nam dość chaotyczna, ale do zapoznania się z jej zasadami pomogą mili i życzliwi Ukraińcy. Zdążało się nam, że stojąc koło kierowcy w busie widzieliśmy tylko las rąk nad głowami i przemieszczające się hrywny na linii kierowca- pasażerowie.
Jako że w planie mamy do zwiedzenia Lwów i Czarnohory, będzie to zwiedzanie tylko najważniejszych miejsc. Warto wybrać się w okolicę rynku miejskiego (łatwo tam dostać się tramwajem, który przejeżdża przez ten plac). Opodal rynku znajduje się Katedra Łacińska będąca zarazem polskim kościołem we Lwowie. Idąc trochę dalej dojdziemy do miejskiego arsenału, a na pobliskim skwerze będziemy mogli zobaczyć kolumne Mickiewicza, pomnik Iwana Fedorowicza znanego ukraińskiego drukarza z XVI w. Z wieży miejskiego ratusza będziemy mieli przepiękny widok na miasto i na jego największe zabytki: uniwersytet lwowski, operę, sobór św. Jura czy na górę zamkową.
Inną atrakcją jest zwiedzanie żywych (i nie tylko) pomników minionej epoki: stare samochody, czerwone gwiazdy znajdowane w elementach architektury miejskiej czy na przykład wystrój zakładu fryzjerskiego, który nie wiem dlaczego, ale kojarzy mi się zakładem Filipa Golarza z filmu o panu Kleksie. Kto wie, może właśnie tu swój zakład miał przebiegły wynalazca gadającej lalki.
Istotnym elementem miejskiej dżungli są ludzie tam mieszkający.Ich moda często różni się od naszej.Kobiety chętnie eksponują swoje nogi podkreślając kształty wysokimi obcasami. Można powiedzieć, że są bardziej kobiece niż na Zachodzie; długie ciemne włosy i czarne oczy to niemal etniczny wzorzec wschodniego piękna, jak z wierszy Szewczenki. Mężczyźni z kolei raczej nie chodzą w krótkich spodenkach, częściej natomiast można spotkać faceta w garniturowych spodniach i pstrokatej koszuli, zza której błyszczy gruby złoty łańcuch.
Kolejnym etapem naszego wyjazdu były Czarnohory. Położone ponad 200km na południe od Lwowa. Przepiękne pasmo Wschodnich Karpat na granicy Ukrainy i Rumunii. Naszym celem było spędzenie kilku dni w Worochcie i okolicach, u podnóża Howerli. Jako że byliśmy tu  już rok wcześniej latem, to trochę znaliśmy okolicę. Wyjazd w ten rejon po raz drugi wydał nam się dość ciekawy, ponieważ nasz pierwszy pobyt w Czarnohorach był okrojony do dwóch dni. I tym razem spędziliśmy go u sympatycznej Ukrainki poznanej dzięki Polakom we Lwowie. Było wspaniale znów odwiedzić gospodynię, z którą spędzaliśmy długie wieczory przy rozmowach o ukraińskich oligarchach, polskiej tragedii z 10 kwietnia i o aktualnym hicie tamtego okresu: ślubie księcia Williama i Kate Middleton.
W czasach gdy Czarnochory należały do Polski, zaczęły powstawać na początku XX w. uzdrowiska w takich miejscowościach jak Jaremcze, które nie ustępowało w niczym Zakopanemu czy Krynicy, następnie Worochta także ośrodek uzdrowisk publicznych i nieoficjalna stolica Hucułów(grupy etnicznej z obszaru Karpat Wschodnich). Ciekawą pamiątką po ZSRR są wszechobecne pomniki socrealizmu (u nas chyba tylko do zobaczenia w Galerii Sztuki Socrealizmu w Kozłówce). Na licznych skwerach, w parkach można jeszcze podziwiać propagandową pseudo sztukę...
Na chwilę obecną wędrowanie po nielicznych szlakach może być dobrą alternatywą wobec zgiełku na tatrzańskich ścieżkach. Brak tu infrastruktury turystycznej, wydawałoby się niezbędnej do uprawiania turystyki, jednak nie dla Ukraińców. U nielicznych grup spotkanych na szlaku można było zaobserwować brak profesjonalnego sprzętu biwakowego, a nawet wysokiego obuwia górskiego, pomijając fakt, że młodzi ludzie zamiast kijków trekkingowych w rękach mieli reklamówki jakby wracali z zakupów w hipermarkecie. W Polsce takich ludzi raczej ciężko spotkać w górach. Nieodpowiedzialni? może. Wypasione ubranie, profesjonalny sprzęt, co sezon to nowy Gore-tex tak się trekkinguje w Polsce, a na Ukrainie? Cóż trzeba więcej do szczęścia niż piękne góry i kontakt z przyrodą...reszta to tylko dodatek.
Linia kolejowa, którą można dojechać do granicy z Rumunią bogata jest w kamienne wiadukty przecinające doliny rzeczne na trasie z Worochty do Rachowa. Z pociągu rozpościera sie też przepiękny widok na wszystkie ważniejsze szczyty: Petros(2020 m n.p.m.) i najwyższy szczyt Ukrainy Howerla (2061 m n.p.m.)
Po kilku dniach spędzonych z niezwykle gościnnymi ludźmi trzeba pozostawić Ukrainę, która ciągle nie umie poradzić sobie z transformacją ustrojową, a starsi ludzie tęsknią za byłym systemem, w którym może prawa obywatelskie ograniczano, ale była praca i płaca a wszyscy mieli po równo. Nikt nie musiał martwic się o jutro. Dla nich Julia Tymoszenko jest po prostu winna, "nakradła to do więzienia".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz