poniedziałek, 17 grudnia 2012

Kiszyniów - miasto market

Na tym blogu przyszło nam opisać już nie jeden rynek, targowisko, czy market, jednak miejsca jakim jest Kiszyniów, szczególnie w aspekcie handlowym, nie pokona żadne inne miasto. Można tu ujrzeć zarówno bazary tematyczne, jak i lokalny misz masz.
Niesamowitym widokiem jest duża hala pełna straganów z mięsem. Na każdym stole stoi niebieska waga model CCCP, obsługuje ją pani w fartuszku z koronkową przepaską na włosach, a przy niektórych wisi też głowa świni. Nawet w największym upale nie ma tu mowy o klimatyzacji, czy innych "udogodnieniach" BHP.
W pobliżu hali mięsnej znajduje się rynek warzywny, przypominający polskie rynki, z tą różnica, że na stołach królują niezaprzeczalnie suszone lub wędzone śliwki. Oczywiście skusiliśmy się na ten rarytas i później zalegał w domu używany tylko do bigosu, mniej więcej dwa razy w roku. Na szczęście w końcu się skończył. W okolicy rynków zawsze łatwo kupić kwas chlebowy z maszyny, w dodatku często jest on o wiele lepszy niż z butelki.
W mieście nie trudno się zgubić. Trzeba przyznać, że bałagan panuje tu nie tylko na ulicach, ale także w planowaniu i organizacji ruchu. Gdy nam się to przytrafiło, w olbrzymim upale, bez skrawka cienia, odwiedziliśmy zupełnie niechcący, market materiałów budowlanych "pod chmurką". Na ślepej, betonowej drodze stało sporo ciężarówek, wywrotek, betoniarek. W pobliżu znajdowały się też małe budki i piramidy gipsu, wapna i innych dziwnych rzeczy. Psy chłodziły się w cieniu samochodów, podobnie jak ludzie, grający w karty.
Właściwie w całym mięście, w okolicach skrzyżowań, na bulwarach, a szczególnie przy rynkach, znaleźć można samorodnych sprzedawców, którzy na kocach rozkładają przeróżne przedmioty bez ładu i składu: kieliszki, buty, bieliznę, zegarki, obrazki, sztućce, często bez pary, używane i zupełnie nieprzydatne. Zdarzają się też stragany bardziej sensowne, gdzie pojawia się karton, na którym ułożone są równo na przykład same słoiczki z orzechami w zalewie (to chyba jakiś lokalny specjał, tym bardziej, że Mołdawia jest szczególnie bogata w orzechy włoskie). Sprzedawane tak bywają też owoce rolniczego wysiłku, przede wszystkim słoneczniki, z których słynie Mołdawia.



ulice handlem kwitnące 




idealne ubranie do pracy w mięsnym 







suszone śliwki 

takiego grilla tylko pozazdrościć 

leroy merlin od chmurką



niedziela, 9 grudnia 2012

Ateńska galeria sztuk...mięsa i ryb

Berlin ma swoją Gemaldegalerie, w Londynie jest The National Gallery, a  w Paryżu znajduje się Centre Pompidou, natomiast Ateny maja swój Centralny Market. Dziś aby zachęcić kogoś do odwiedzenia  galerii sztuki trzeba czymś zaszokować, zbulwersować; zazwyczaj  musisz kupić bilet wstępu. Podobnie jest w hali znajdującej się przy ulicy Athanis z tą różnicą że wejście nic cię nie kosztuje.   Dla ludzi, którzy przyzwyczajeni są do mięsa w postaci kiełbasy i paczkowanego kawałku schabu w sklepie, widok straganów  może być konsternujący. Przechodziłem pomiędzy stoiskami handlarzy z aparatem w celu uwiecznienia według mnie miejsca kultowego i pełnego prawdziwego asortymentu potrzebnego do zrobienia boeuf strogonowa, zrazów wołowych lub schabowych i wielu, wielu innych potraw z mięsa. Na stanowiskach w sektorze sąsiednim znajdowała się równie bogata oferta ryb i owoców morza, o jakiej w Polsce możemy tylko pomarzyć. W pobliskich sklepikach można było też zaopatrzyć się w sery i inne specjały kuchni greckiej.
Grecja to i oliwki

królik czy baranek


a może głowizna na obiad





ja wole antrykota



a i sery też są  


to dopiero początek skarbów kapitana Nemo 








piękne kalmary

dziś jem...




jest co pokazywać 

"ludzi tłum" 

niedziela, 2 grudnia 2012

czekając na stopa

Podróżowanie stopem czasami zmusza do dłuższych przerw, wtedy można pograć w statki (było po jednym zwycięstwie dla każdego z nas), liczyć przejeżdżające samochody, podziwiać burze  lub uczyć się gry na harmonijce. 


Podziwianie stonogi też było zabawne i intrygujące. Niesamowite jak ona potrafi chodzić tymi wszystkimi nogami na raz.

sobota, 1 grudnia 2012

Smaczna i tania Grecja

podano do stołu

Wydawało by się, że wino to trunek szlachetny. W Polsce synonim kultury i wyrafinowanego smaku. Ale gdy pije się go w szklankach i wygląda jak sok Tymbarku to na drugi plan schodzą maniery z nim związane. We Francji jeśli ktoś składa toast winem, to na pewno jest z Polski. Najwyraźniej Dionizos powiedział Grekom, że nie ma nic przeciwko piciu wina ze szklanek, a może nawet jest to wskazane, gdy podaje się je z szaszłykiem, którego należy skropić cytryną i sałatką grecką z oliwkami zawierającymi niebezpieczne dla zębów pestki. Trzeba przyznać, że grecki bóg wina i zabawy wcale się nie pomylił. Wszystko smakowało świetnie.



sałatka choriatiki















Człowiek, który nie podróżuje i nie poznaje nowych smaków, żyje w kulinarnym matrixie  rynkowej oferty "kuchni świata". Czy trzeba wyjeżdżać za każdym razem do Włoch by spróbować prawdziwej pizzy lub do krajów arabskich by skosztować humusa? Oczywiście, że nie, choć trzeba przyznać, że nie lada sztuką jest zdobycie produktów , które w smaku choćby w minimalnym stopniu przypominały te oryginalne. Tak jest na przykład z fetą, smakującą zupełnie inaczej niż jej polski odpowiednik o tej samej nazwie.

Zestaw obiadowy widoczny na zdjęciu obok kosztował tylko 15 euro. Wydaje się niedrogo jak za tak dużą porcję takiego smacznego jedzenia w sercu Grecji. Taca była jak paleta malarza z różnymi rodzajami farb. Trochę jagnięciny, wołowiny, drobiowy szaszłyk i rolady z mięsa wieprzowego, do tego zestaw surówek, pita i sos tzatziki. Po wejściu do lokalu nawet  nie musieliśmy się zastanawiać co wybrać. Kelnerka sama zaproponowała, bo gdy dostaliśmy menu na kartce A4, wyglądało jakby wyciągnęli je z kosza na śmieci i nie było sensu go czytać :D
Jedzenie jest na tyle smaczne że wszystko znika z talerza jak i z tacy... 


Dla zainteresowanych,  zachęcam do odwiedzenie Quick Pitta w Atenach niedaleko parlamentu...

środa, 28 listopada 2012

Ciekawe noclegi 2012 c.d.

Chyba to już ostatnia tegoroczna część z cyklu "Ciekawe noclegi 2012". W listopadzie wybraliśmy się do Grecji, a dokładnie na półwysep Mani, najdalej wysunięty na południe skrawek Peloponezu. Gdy dojechaliśmy z Aten do Githio było po 23 w niedziele. Już w autobusie nurtowało nas tylko jedno pytanie: gdzie będziemy spali tej nocy. Wiedzieliśmy jedno, że na pewno w namiocie. Po męczącej podróży byliśmy wykończeni i chcieliśmy jak najszybciej zasnąć, tymczasem czekało nas żmudne szukanie bezpiecznego miejsca do rozbicia namiotu.

Próbowaliśmy dowiedzieć się od miejscowych czy znają jakieś, ale ci odpowiadali tylko, że pola namiotowe są zamknięte. Dzięki doświadczeniom z innych tego typu noclegów bez zastanowienia udaliśmy w kierunku nabrzeża i mimo że już było ciemno (jak się rano okazało) znów wybraliśmy piękną okolicę do spania.

Widok na Gytheio
Peloponez w listopadzie znacznie różni się od kurortu jakim jest w sezonie letnim, jednak temperatura jest i tak przyjemniejsza niż w Polsce. A to niecałe 2000 km od kraju.
Vathia- prawie jak średniowieczne miasto
Vathia może stanowić świetny przykład rzeczywistości na greckiej prowincji zarówno jeśli chodzi o architekturę jak również życie mieszkańców. Większość ludzi opuszcza wieś by wyjechać do Aten lub z powodu kryzysu emigruje poza Grecję by szukać pracy w dalekim świecie. Właściwie dzięki temu mogliśmy przenocować w jednym z symboli Vathia czyli wieży. Wieże te są domami, które według tradycji budowano na tyle wysokie żeby móc do woli ciskać kamieniami w podłych sąsiadów. Gdy dotarliśmy na miejsce, wioska zdawała się być  opuszczona, tylko w jednej wieży mieszkali ludzie, więc nie musieliśmy się martwic, że dostaniemy kamieniem w głowę. W dodatku ze znalezieniem odpowiedniego, samotnego domu do spania nie było większego problemu, ba! mogliśmy nawet wybierać. Gdy spędzaliśmy tam noc, nad nami przechodziła burza, a przy każdym większym grzmocie cały dom trząsł się jak galareta. Niezapomniane wrażenia. Domy były bardzo urocze i w środku przypominały trochę nasze górskie schroniska.

Za oknem mogliśmy podziwiać surową okolicę półwyspu Mani lub błyski kolejnych burz, przed którymi nie ukryłby nas mały namiot. Cóż, czasem dobrze, że w okolicy istnieją puste budynki. Nie zawsze są miejscami zabaw niesfornych dzieci, schadzek podnieconych kochanków, czy siedzibami okolicznych kloszardów, mogą nieraz stanowić bezpieczna przystań dla bezbronnych wędrowców.