Próbowaliśmy dowiedzieć się od miejscowych czy znają jakieś, ale ci odpowiadali tylko, że pola namiotowe są zamknięte. Dzięki doświadczeniom z innych tego typu noclegów bez zastanowienia udaliśmy w kierunku nabrzeża i mimo że już było ciemno (jak się rano okazało) znów wybraliśmy piękną okolicę do spania.
Widok na Gytheio |
Peloponez w listopadzie znacznie różni się od kurortu jakim jest w sezonie letnim, jednak temperatura jest i tak przyjemniejsza niż w Polsce. A to niecałe 2000 km od kraju.
Vathia- prawie jak średniowieczne miasto |
Vathia może stanowić świetny przykład rzeczywistości na greckiej prowincji zarówno jeśli chodzi o architekturę jak również życie mieszkańców. Większość ludzi opuszcza wieś by wyjechać do Aten lub z powodu kryzysu emigruje poza Grecję by szukać pracy w dalekim świecie. Właściwie dzięki temu mogliśmy przenocować w jednym z symboli Vathia czyli wieży. Wieże te są domami, które według tradycji budowano na tyle wysokie żeby móc do woli ciskać kamieniami w podłych sąsiadów. Gdy dotarliśmy na miejsce, wioska zdawała się być opuszczona, tylko w jednej wieży mieszkali ludzie, więc nie musieliśmy się martwic, że dostaniemy kamieniem w głowę. W dodatku ze znalezieniem odpowiedniego, samotnego domu do spania nie było większego problemu, ba! mogliśmy nawet wybierać. Gdy spędzaliśmy tam noc, nad nami przechodziła burza, a przy każdym większym grzmocie cały dom trząsł się jak galareta. Niezapomniane wrażenia. Domy były bardzo urocze i w środku przypominały trochę nasze górskie schroniska.
Za oknem mogliśmy podziwiać surową okolicę półwyspu Mani lub błyski kolejnych burz, przed którymi nie ukryłby nas mały namiot. Cóż, czasem dobrze, że w okolicy istnieją puste budynki. Nie zawsze są miejscami zabaw niesfornych dzieci, schadzek podnieconych kochanków, czy siedzibami okolicznych kloszardów, mogą nieraz stanowić bezpieczna przystań dla bezbronnych wędrowców.