Alina była ostatnią osobą, która w znaczący sposób pomogła nam na Ukrainie. Czekała na dworcu autobusowym w Kamieńcu Podolskim by pojechać do Knyazhpil, do rodzinnej miejscowości, gdzie się urodziła, a obecnie mieszka jej mama Halina. Alina żyje teraz w Kijowie z córką i mężem. Właśnie wraz z córką Wiktorią przyjechała w rodzinne strony nie tylko na urlop, ale także dlatego, że córka miała zdawać egzaminy na studia medyczne. Gdy kupowaliśmy bilety na busa, którym mieliśmy jechać do Kiszyniowa, okazało się niespodziewanie, że jeździ on co drugi dzień, więc zostaliśmy jeden dzień dłużej niż planowaliśmy. Dotychczasowy nocleg, który znaleźliśmy u polskich zakonników w Kamieńcu Podolskim spędziliśmy w bardzo dobrych warunkach, ale zarezerwowaliśmy go tylko na jedną noc. Dzięki Alinie wyjaśniliśmy kilka spraw na dworcu odnośnie naszego busa. Powiedziała, że ma wobec Polaków dług wdzięczności. Kiedy sama pierwszy raz przyjechała do Polski, znaleźli się dobrzy ludzi, którzy jej pomogli. Zaprosiła nas do siebie. Chciała abyśmy od razu z nią pojechali. Podziękowaliśmy i przeprosiliśmy ją, gdyż mieliśmy już opłacony nocleg u zakonników. Ale następnego dnia spotkaliśmy się pod uczelnią, gdzie córka Aliny miała zapisy. Ze względu na to, że studia w Kamieńcu Podolskim są tańsze niż w stolicy to dużo jest ludzi chcących tam studiować. Po wszystkim udaliśmy się razem do Knyazhpolu, tam byliśmy mile zaskoczeni. Po kilku dniach jadania puszek i zupek chińskich zostaliśmy ugoszczeni prawdziwym barszczem ukraińskim i drożdżowymi pierożkami z ziemniakami - można rzec "czym chata bogata", bo większość z tych produktów pochodziła z własnego pola. Prócz pozytywnych wrażeń dla podniebienia, wiele emocji wzbudził również spacer po okolicy.
Wioska leży w przepięknej dolinie rzeki Ternava, która jest dopływem Dniestru. Wystarczyło wyjść poza obszar zabudowań, a widok zmienił się diametralnie. Piaszczyste ulice wioski zastąpiły zielone pagórki porośnięte częściowo lasami.
Knyazhpol to typowa wyludniająca się wioska. Młodzi wyjechali za pracą do stolicy lub za granice, a ci, którym się powiodło, budują domy. Wracając do domu zbieraliśmy z sadów owoce na kompot. Miejscowi nic sobie z tego nie robią, że wszystko w koło zarasta i leży odłogiem. Kiedyś wszyscy przy tym pracowali (głównie w kołchozach), teraz nikomu nie chce się nawet zebrać jabłek, które gniją na ziemi. Ukraina czeka na własną gospodarność lub gospodarza, który znowu ją przyciśnie.
Choć gościna w domu Aliny była niesamowita, trzeba ruszać dalej. Z prowiantem na drogę pojechaliśmy w mało znaną Mołdawię naprzeciw gorącemu słońcu południa.
dolina rzeki Ternava |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz