sobota, 1 września 2012

Francuska moda

W Polsce króluje moda na hipermarkety, supermarkety, stonki, biedronki, dyskonty i dyskoteki. Z prasy czy TV możemy się czasem dowiedzieć o tym, że handel w sklepach rodzinnych, osiedlowych sklepikach praktycznie zamiera. Jeszcze kilka lat temu centra handlowe i duże supermarket występowały wyłącznie w dużych miastach, tak teraz nawet małe miasteczka maja swoją biedronkę: miejsce rodzinnych zakupów i taniego piwa...


Kultura dużych sklepów jak większość współczesnych trendów przyszła zachodu. Choć trudno mi sobie przypomnieć abyśmy byli tak sceptyczni do dużych sklepów jak Michel Galabru w roli Émile właściciela małego sklepu-bistro w filmie "Le Grand bazar" z 1973 r., który prowadził wojnę o klienta z gigantem sklepowym minionych lat. Jednak co kraj to obyczaj. My spragnieni nowości rzuciliśmy się do supermarketów, bo półki uginały się od towaru. Początkowo mała czerwono - żółta "stonka" kojarzyła się z tandetą i wsią,  ale wystarczyło kilka lat i nawet żona Donalda chadza tam na zakupy. Wystarczy zmienić "opakowanie", a klientela zachwyci się nowością.




Tym, co spotkać można na placach i bulwarach Paryża, a także  w podobnych miejscach wielu innych miast całej Francji jest fakt, że to własnie rynki uliczne( les marchés ) są popularne wśród ludności. To, co nam kojarzy się z blaszanymi budkami i babciami stojącymi  z pietruszką przy chodnikach, na paryskich bulwarach przeistoczyło się w normalny handel, gdzie sprzedawca zamawia tyle towaru, ile może sprzedać i nie jest on ani stary ani zepsuty. Nie zalega na półkach sklepowych, bo koszt jego transportu był by nieopłacalny, wiec zakup musi się opłacać sprzedającemu jak i kupującemu.

Warzywa i owoce swoim pięknem ściągają na siebie uwagę. Tradycyjny schabowy jest smaczny ale czym on się rożni od zapiekanej cykorii z serem, szynką i sosem beszamelowym. A cukinia i czerwone pomidory to już połowa sukcesu by zrobić Ratatouille.(Foto po lewej, ktoś wie jaka to flaga ?)


Wszyscy wiemy, że ryby i owoce morza nie są tanie. Ale ile to razy, gdy przyrządzaliśmy rybę, zazwyczaj filet z ryby mrożonej, mieliśmy więcej wody w rybie niż ryby w filecie. Niezależnie od ceny czasami ma się ochotę na normalną, świeżą rybę. A te w supermarketach, które nie wiadomo jak długo zalegają w sklepowych zamrażarkach, a pewnie drugie tyle leżały w magazynie,  zanim znalazły się w tych zamrażarkach, nie są pierwszej klasy. Co innego gdybyśmy byśmy kupowali takie co dzień wcześniej jeszcze pływały w morzu. Od razu inaczej smakowałby dzwonek z dorsza, łośosia czy filet z mintaja.


Lepiej nie wspominać nic o krewetkach. Mamy pecha, Morze Bałtyckie jest za zimne aby krewetki czy kraby urosły do rozmiarów nadających się do jedzenia. Jesteśmy więc zmuszeni do kupowania mrożonych krewetek, które nie zawsze bedą tak samo smakowa jak świeże les fruits de mer.

Jak widać Duriany są praktycznie wszędzie tam, gdzie mieszkają Chińczycy. Spotkaliśmy je i w Londynie i w Paryżu, dajcie znać jak spotkacie jakieś w Polsce...





dział jedzenie 

2 komentarze:

  1. Owoce i warzywa są bardo fotogeniczne :)
    Nasze bazarki i targowice są również klimatyczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się co do naszych bazarków i targowisk, są one trochę podobne do tych na wschód od Polski...

    OdpowiedzUsuń